Magic_Woman
Zagubiona nowicjuszka

Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:21, 29 Maj 2009 Temat postu: Prawdziwa historia... |
|
|
Na imię mam- nie ważne. Nie istotne jest imię, nazwisko... Mam dwadziescia jeden lat- to jest ważne- z czego ponad cztery wyrwane z życiorysu. Tak, mam dwadzieścia jeden lat i jestem kobietą po przejściach. I tak naprawdę nie mam nic. Garść dobrych wspomnień i cały wór złych i uraz do mężczyzn do końca życia. To mój cały dobytek. Zapomniałam jeszcze o życiowym doświadczeniu i cholernym strachu o siebie i najbliższe osoby.
Mam dwadzieścia jeden lat i ciało wyniszczone nerwami. Schudłam, choć nie chciałam... Czy sobie radzę? Nie wiem. Jeżeli radzeniem mozna nazwać usmiech o poranku, choć powodów nie mam i jeżeli radzeniem sobie można nazwać łzy ulgi, to tak, radzę sobie. Nie jest mi żal, nie rozpamietuję. W zasadzie to ja tak mało pamiętam. To jest tak jakbyś śnił sen, lecz budzisz sie nad ranem i pamiętasz tylko jego fragmenty, migawki jak z filmu, choć masz wrażenie, że ów sen trwał bardzo długo. Tak się czuję, jakbym obudziła się ze snu, tylko że to nie był sen. Rzeczywistość mi to boleśnie uświadamia. Ukazując jak człowiek może być ślepym na wszystko, co robi i co się wokół niego dzieje.
Mam dwadzieścia jeden lat i skrzywdziłam tak wiele osób. Gdybym wierzyła, że istnieje Bóg leżałabym teraz krzyżem przed ołtarzem i błagała o wybaczenie. Ale nie wierzę. Muszę radzić sobie sama. Spowiedź przed samą sobą nigdy mnie nie oczyści, bo nigdy nie dam sobie rozgrzeszenia. Piętno tego, co zrobiłam jeszcze długo, jak nie na zawsze, pozostanie w mojej świadomości. Będzie wracać do mnie w wielu momentach mojego życia. Nie, nie użalam się nad soba. Wiem, że sobie zasłużyłam na to. Czy mi to wybaczono? Nie znam na to pytanie jasnej odpowiedzi. Ja sobie tego nigdy nie wybaczę. A inni?
Mam dwadzieścia jeden lat i koszmar pięciu ostatnich nie pozwala mi spokojnie spać. Chciałabym pamiętać tylko te dobre chwile, ale zanikły gdzieś w tych, które okupiłam morzem łez. Nie wiem, czy jest ktoś kto wylał ich tyle, co ja. Czasem juz mi ich brakowało. Czasem nie potrafiłam ich powstrzymać. Mam za sobą wiele przepłakanych nocy i jeszcze więcej dni. wiem, co znaczy samotność, choć druga osoba leży przy tobie. Wiem, jak się czuje osoba niekochana, choć codzień słyszy słowo "kocham cię". Wiem, co znaczy ból i poniżenie. Wiem, jak silna może być ręka mężczyzny i gdy jego siła odnajduje upust na ciele kobiety. Znam strach o wszystko, a najbardziej o siebie. Tak, mam dwadzieścia jeden lat i byłam bita...
Jak to możliwe? Nie wiem jak to nazwać. Moją głupotą albo ślepotą? Po prostu się poddałam. Choć zawsze przysięgałam sobie, że żaden mężczyzna nigdy nie podniesie na mnie ręki. Zaczęło się tak jak w każdym normalnym związku. Miłość rozkwitała jak pąki wiosennych kwiatów. Sama nie wiem, w którym momencie sie to skonczyło. Nie pamietam pierwszego uderzenia. Wiem, że bolało. Nie samo uderzenie, ale fakt, że zrobiła to osoba najważniejsza w moim życiu. Nigdy nie usłyszałam slowa "przepraszam". Było jeszcze wiele takich razów. Za co? Nie wiem do tej pory. Ale czy mężczyzna bije kobietę za coś konkretnego? Nie wiem, co on wtedy myślał. Może, że jest moim panem w władcą?
Mam dwadzieścia jeden lat i smutne oczy. Tak dawno nikt w nie nie patrzył z miłościa. Znają tylko łzy i strach. Ale potrafią też idealnie udawać szczęście. Musiałam sie tego nauczyć przez te wszystkie lata. Serce też się nauczyło myśleć, że kocha i że jest kochane. Grałam swoją rolę, do której sama wybrałam scenariusz. Zgodziłam się tak żyć. Przecież miałam wybor, każdy go ma. Zamiast słów miłości słyszałam słowa pogardy. Zamiast czułych gestów, kolejne uderzenia. Oszukiwałam się sama przed sobą, że to minie, że następnych już nie będzie. Mówiłam sobie to zawsze, gdy wylizywałam kolejne rany na duszy, ale i te na ciele. Gdybym tak zrobiła bilans dobrych i złych dni, wyszłoby, że trzy czwarte z tych prawie pięciu lat przecierpiałam.
Mam dwadzieścia jeden lat i tak wiele w życiu przeoczyłam. Tak wiele dni mi umkneło, tyle zdarzeń i ludzi. Nie mam znajomych. Zabrał mi ich wszystkich swoją chorobliwą zazdrością. Jestem skazana na cztery ściany i własne towarzystwo. Tak mało w życiu zrobiłam tylko dla siebie. Oddałam się mu bez reszty nie oczekując niczego w zamian. Dawałam, ale nigdy nie dostałam nic spowrotem. Człowiek z miłości może tak wiele poświęcić, nie zastanawiając się czy postepuje właściwie. Jestem taka młoda, a nigdy nie skorzystałam z tego przywileju. Nie nacieszyłam się tym. Stałam się niczym żona, której obowiązkiem jest tylko siedzenie w domu i gotowanie dla męża-tyrana. Bycie jego niewolnicą na każde zawołanie. Nikt sobie nie wyobraża jak bardzo można dać się poniżyć drugiemu człowiekowi. Nie zrozumie tego nikt, dlatego po co mam to komukolwiek opowiedzieć. Chcę, żeby moi bliscy na nowo mi zaufali i zobaczyli, że zmądrzałam.
Mam dwadzieścia jeden lat i jestem szczęśliwa, że jestem wolna i samotna. Buduję na nowo mój mały świat. Samej jest trudniej, ale wiem, że podołam. Wiem, że czasu cofnąc nie można, choć tak wiele bym teraz zmieniła. Jak się od tego uwolniłam? Chyba każdy człowiek ma taki swój punkt, po przekroczeniu którego, po prostu mówi dość. Moja cierpliwość osiągnęła ten pułap i serce w końcu się zbuntowało. Powiedziało 'dość! ja tak nie chcę". Ja też już nie chciałam. Odzyskałam zdrowy rozsądek zagubiony, gdzieś przez te wszystkie lata. Szczyt wytrzymałości na ból i upokorzenia został osiągnięty. Wszystkie emocje we mnie opadły, byłam tak obojętna na to, co się dzieje, że sama się zastanawiałam, skąd we mnie ta siła. Tak, postawiłam się pierwszy raz w życiu. Patrzyłam z podniesioną głową jak on odchodzi, jak znika raz na zawsze z mojego życia. Od tamtej pory płakałam raz, ale już nie ze smutku. Płakałam ze szczęścia, że wreszcie się to skończyło. Nikt nie wie jaką ulgę wtedy poczułam. Nikt też nie wie, co tak naprawdę się działo przez te lata. I tak ma pozostać...
Mam dwadzieścia jeden lat i kocham życie. Chcę żyć szczęśliwie, być kiedyś kochaną. Czy szukam miłości? Nie, bo wiem, że to ona mnie odnajdzie. Kiedyś przyjdzie do mnie, zapuka do mojego serca i powie "już czas", a ja się jej poddam. Tylko, że zawsze pozostanie ta ostrożność. Ale teraz wiem, kiedy powinna zapalić się lampka bezpieczeństwa. W przeciwieństwie do innych kobiet znam schemat mężczyzny, który potrafi uderzyć... Spoglądając w przeszłość już na poczatku powinnam była się zorientować, że to nie był człowiek, tylko potwór...
|
|